Plany A i B, czyli jak wygrano pod Cedynią
W cyklu „Miles Polonus, czyli tajemnice, wzloty i upadki staropolskiej szkoły wojennej” 08.09.2016 r. odbyło się spotkanie z prof. Andrzejem Karpińskim, zatytułowane „Cedynia, czyli o Mieszka I udanym wojennym fortelu”
Niewiele mamy pewnych danych o bitwie pod Cedynią, triumfującym w niej Mieszku I czy państwie, którym władał. Pierwszy polski kronikarz, Gall Anonim, przyszedł na świat dopiero w XI wieku, a dziejopisowie z zagranicy nie poświęcali państwu Mieszka zbyt wiele uwagi. Jeśli pominiemy dzieła opisujące jego panowanie, które powstały dopiero wiele lat po śmierci twórcy naszego państwa, pozostaną zaledwie trzy źródła historyczne: kroniki Thietmara, Widukinda i Al-Bakriego. Ten pierwszy był biskupem z Merseburga, drugi saskim mnichem, trzeci zaś spisał w swoim dziele relację z podróży odbytej do kraju Mieszka przez kupca Ibrahima ibn Jakuba. W opisie naszych przodków najmniej entuzjazmu wykazał Thietmar, a najwięcej Ibrahim, zapewniający, że gdyby nie waśnie pomiędzy Słowianami, byliby oni potężniejsi niż którykolwiek inny lud. Ale nad jakim właściwie ludem panował Mieszko?
Obecną nazwę naszego kraju wywodzi się od określenia „Polanie”. Monety Bolesława Chrobrego, syna Mieszka, opatrzone są napisem „Princeps Polonie”. Określenie „Polanie” nie pojawia się jednak w źródłach historycznych przed XI wiekiem. Być może sam Mieszko nie użyłby tego nazewnictwa, gdyby przyszło mu mówić o swoich poddanych. Nie wspomniałby też o Mazowszanach: to nazwa nieużywana przez określane w ten sposób plemię, ale ułatwiająca zadanie historykom. Nazw wielu plemion, które weszły w skład państwa Mieszka, zwyczajnie nie znamy: posługujemy się określeniami wskazującymi na zamieszkane przez nie tereny. Podobnie może być z Polanami. Jak zatem Mieszko mówił o swoich poddanych? Według niektórych historyków mógł używać określenia „Lestkowice”. Nazwa ta pochodziłaby od imienia jego dziadka Lestka; Widukind pisze o ludzie Mieszka „Licikaviki”.
Teoria o Lestkowicach nie wszystkim się jednak podoba. Najmniej tym, którzy twierdzą, że w rzeczywistości Mieszko był Wandalem lub Waregiem. Zwolennicy tej ostatniej teorii przypominają choćby o dokumencie „Dagome iudex”. Imię „Dagome”, którym określa się w nim księcia Polan, miałoby nasuwać skojarzenia ze Skandynawią. Niedobór źródeł pisanych ma więc poważne konsekwencje: nie wiemy na pewno, skąd Mieszko pochodził, jakie imię nosił, kim rządził. Również w przypadku bitwy pod Cedynią pytań jest więcej niż odpowiedzi.
Na przykład: dlaczego margrabia Hodo postanowił najechać ziemie Mieszka? Przecież cesarzowi Ottonowi, którego rozkazów winien słuchać, było to nie na rękę: nasz książę płacił mu trybut. Nie znamy też dokładnego planu decydującej cedyńskiej bitwy z Hodonem: część wojsk Mieszka miała bronić przeprawy na Odrze, ale jak długo? To istotne. Zdaniem części historyków Mieszko spodziewał się, że zbrojni Hodona pokonają Odrę, a późniejsze wydarzenia nie były efektem wcielenia w życie „planu B”, lecz dalszym ciągiem „A”. Mieszko miał użyć podstępu: rozochocić wroga pozornym zwycięstwem, dzięki któremu nieprzyjaciel rzuci się w pogoń za Polanami i rozluźni szyk. W ten sposób gdy pod gród Cedynię dotarły pierwsze oddziały Hodona, ostatnie były wciąż daleko. Nie mogły pomóc towarzyszom ostrzelanym ze wzgórz i zaatakowanym następnie przez wojów brata Mieszka Czcibora.
Ludzi Hodona szybko okrążono i wycięto niemal do nogi. Wśród nielicznych ocalonych byli Hodo i jego najważniejszy sprzymierzeniec, Zygfryd von Walbeck. Ten ostatni to… ojciec kronikarza Thietmara – nic dziwnego, że niechętnie chwalił Mieszka i jego państwo. Twierdził w swojej kronice, że władca Polan poniósłby pod Cedynią sromotną klęskę, gdyby nie nadszedł ratunek ze strony Czcibora. Temu ostatniemu zatem należą się słowa uznania za niespodziewane zwycięstwo. Ale czy synowi potężnego możnowładcy wypadało się przyznawać, że Zygfryd von Walbeck został zwyczajnie przechytrzony przez niedocenianego Mieszka? Wątpliwe. „Podstęp cedyński” nie jest hipotezą wyssaną z palca: we wczesnym średniowieczu Słowianie niejednokrotnie wciągali swoich wrogów w takie zasadzki. Może i w pierwszym księciu Polan więcej było słowiańskiego Mieszka niż wikińskiego Dagome…
Marta Słomińska