3 września, cykl „Kraje i zjawiska egzotyczne w sztuce dawnej”, spotkanie z drem Kamilem Kopanią pt. „Średniowieczne wyobrażenia o świecie i dalekich krainach”
W średniowieczu podróże zagraniczne były daleko niebezpieczniejsze i bardziej męczące niż obecnie. Ten, kto zwiedził dalekie kraje, budził tym samym respekt i ogromne zainteresowanie, zwłaszcza jeśli świeżo nabytą wiedzą o świecie chętnie się dzielił. Mógł to być walczący za granicą żołnierz albo handlujący egzotycznymi towarami kupiec, ale zwykle wyobrażenia o tym, co znajduje się na drugim końcu świata, kształtował pielgrzym. Rozpoznać go było łatwo: w ręku dzierżył kostur, na ramieniu miał torbę podróżną, a do ubrania przypinał znaki pielgrzymie. W przypadku udających się do Jerozolimy były to małe krzyże, u pątników odwiedzających Santiago de Compostela – muszle. Weterani pielgrzymek miewali kurtki, na których naszyto kilkanaście emblematów. W tak ozdobionej odzieży chowano nieraz zmarłych pielgrzymów, by zaświadczyć o ich pobożności.
Inaczej niż dziś, pielgrzymowano na ogół w małych, najwyżej kilkuosobowych grupach. Środek transportu zależał od zamożności pielgrzyma. Najbiedniejsi podróżowali pieszo, inni ruszali w drogę na grzbietach osłów. Zamożni pątnicy pielgrzymowali konno, ale i tak mijały długie miesiące, nim dotarli do celu wędrówki, oddalonego od ich miejsca zamieszkania nierzadko o tysiące kilometrów. Gdy wreszcie dotarli na miejsce, chętnie obwieszczali to ryciem znaków w ścianach miejscowych świątyń lub grot. Po pewnym czasie zaczęto nawet karać pielgrzymów „ozdabiających” tym sposobem ściany kościołów w Ziemi Świętej, aby nie dochodziło do nadmiernego osłabienia konstrukcji budowli. Niebezpieczeństwo było realne, Jerozolima stanowiła bowiem szczególnie popularny cel pielgrzymek: autorzy średniowiecznych map nie bez powodu umieszczali ją w centrum świata.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ówczesna kartografia różniła się od dzisiejszej. Z punktu widzenia współczesnego pielgrzyma średniowieczna mapa Jerozolimy jest zupełnie bezużyteczna, nie pozwala nawet pobieżnie zorientować się w topografii miasta. Przypominała wizualną encyklopedię: usiana inskrypcjami i rysunkami przedstawiającymi słynne budowle, przypominała, jakie zabytki można w Jerozolimie odnaleźć, odsyłała do jej spuścizny kulturowej, była pomocą dydaktyczną raczej niż turystyczną.
Po co jednak dokładna mapa pielgrzymom, których bardziej niż zabytki chrześcijańskiej architektury interesują niepowtarzalne przeżycia mistyczne? Tacy pątnicy upodobali sobie irlandzki „czyściec świętego Patryka”. Wierzono, że ze znajdującej się na tamtejszej wyspie jaskini jest już całkiem niedaleko do wrót czyśćcowych. Pogląd ten umacniały fantastyczne wizje, jakich doświadczali niektórzy pielgrzymi. Późniejsze badania wykazały, że występujące naturalnie w lokalnej atmosferze gazy mogą powodować halucynacje. Średniowieczni pątnicy nie byli tego jednak świadomi, a relacje o fantastycznych wizjach, czasem niezgodnych z doktryną Kościoła, nieszczególnie cieszyły duchowieństwo. W ramach tępienia patologii próbowano zwalczać pielgrzymki do Patrykowego czyśćca, ale tylko wzmogło to ich popularność.
Pielgrzymi wdychający irlandzkie gazy nie byli zresztą jedynymi, którzy nieśli w świat fantastyczne wiadomości o zamorskich krajach. Wierzono, że syreny istnieją naprawdę, choćby za siedmioma morzami, gdzie żyli też podobno ludzie o psich głowach lub mający głowy wciśnięte w tułowie. W Polsce szaloną popularnością cieszyły się wieści o rybie biskupie. Kształtem przypominała ponoć człowieka, jej płetwy wyglądały jak szaty biskupie, a wydłużony łeb kojarzył się z infułą. Łatwo wyśmiewać tego rodzaju wiedzę o świecie, ale przecież także dziś – w czasach Internetu i podróży samolotem – próbują nas przekonywać do swoich racji tropiciele Yeti czy potwora z Loch Ness. Kto wie, może doczekamy się kiedyś racjonalnego wyjaśnienia w ich sprawie. Z biskupem morskim się udało: po wielu latach zidentyfikowano go jako rybę spodoustą.