17 września, cykl Wieczorów Czwartkowych, spotkanie z p. Aleksandrą Oleksiak pt. „Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie – rys historyczny”
Nazwa „Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie” w zamyśle organizatorów tej imprezy miała wyrażać ważną dla nich ideę. Nie miał to być żaden „przegląd”, lecz właśnie „biennale”. Wyraz ten nasuwał skojarzenie ze sztuką wysoką, a polscy graficy pragnęli, by plakat przestano postrzegać jako pozbawiony walorów artystycznych. Udało się: przez długi czas impreza, w ramach której odbywały się interesujące wystawy i prestiżowy konkurs, stanowiła dla zagranicznych artystów znak rozpoznawczy polskiej kultury.
Za pomysłodawcę przedsięwzięcia uważa się Józefa Mroszczaka, jednego z ważniejszych przedstawicieli polskiej szkoły plakatu. Inny jej reprezentant, Wojciech Zamecznik, wymyślił logo imprezy: prostokąt okalający purpurową kropkę (w kolejnych latach niejednokrotnie zmieniała kolor). Nasuwał myśl o zarysie ramy okiennej albo oku z nietypową tęczówką – oba skojarzenia dotyczyły otwarcia się na doznania wzrokowe, uważnego oglądu świata. Zamiarem organizatorów biennale było pokazanie różnorodności twórczości plakatowej, uwidocznienie ciekawych kontrastów między koncepcjami artystów z różnych krajów. Bardzo długo plakaty rozmieszczano na biennale w zależności od kraju pochodzenia ich twórców: uszeregowywano państwa według alfabetu. Prace Hiroshiego Tanaki wisiały obok dzieł Yusaku Kamekury, propozycje Lenicy sąsiadowały z plakatami Cieślewicza.
Zasadę tę zmieniono dopiero niedawno. Może słusznie, bo utrudniała widzowi samodzielne myślenie, skłaniała do kierowania się stereotypami sztuki plakatu „typowej” dla Japonii czy Francji, podczas gdy na biennale chętnie prezentowali swoje prace twórcy bardzo oryginalni, skłaniający się ku najnowszym prądom artystycznym. Na biennale nie brakowało światowych sław i miłośników kontrowersji. Chyba najsłynniejszym zagranicznym zdobywcą głównej nagrody w warszawskim konkursie był Andy Warhol, największą konsternację wśród dziennikarzy wywołał zaś Shigeo Fukuda. Zapytany, co myśli o japońskim rytuale chanoyu, odparł: „Herbata jest do picia, nie do ceremonii”. Zwykłych gości biennale najbardziej drażnili artyści posądzani o obrazę uczuć religijnych: plakat Dominiki Różańskiej przedstawiający butelkę z colą w aureoli trzeba było usunąć z wystawy.
Wielka szkoda, bo cola i aureola dobrze podsumowywały wydźwięk biennale, gdzie plakaty ilustrujące sferę sacrum lub budzące świadomość społeczną nagradzano równie cennymi medalami jak te, których zasadniczym celem była sprzedaż jakiegoś produktu. Na przestrzeni lat główne nagrody przyznano między innymi Tadanoriemu Yokoo za przesiąkniętą atmosferą mistycyzmu „Podróż do tysiącletniego królestwa” i Jukce Veistoli, twórcy przejmującego plakatu antynarkotykowego (z twarzy martwej dziewczyny wyrastają kwiaty, których cienkie łodygi przypominają igły). Złote medale zdobyli też jednak André François za plakat reklamujący markę Citroën i Armando Testa, którego praca zachęcała do zainteresowania się wyrobami producentów gumy oraz tworzyw sztucznych. Rozsławiona w ten sposób firma do dziś wykorzystuje motyw z plakatu Testy jako swoje logo.
Niektóre z „przyziemnych” przekazów, podane w formie plakatów, na pierwszy rzut oka przypominały sztukę abstrakcyjną. Wzrok widza przykuwała czerwona kula, jej geometryczno-ascetyczna forma przypominała japońską flagę. Dopiero bliższy kontakt z pracą odsłaniał jej treść: to Kyllikki Salminen zaleca: „Pomidory podawaj w całości”. Nie brakowało jednak także wspaniałych plakatów reklamujących wydarzenia artystyczne: Gunter Rambow złoty medal otrzymał za pracę zatytułowaną „Otello”, Henryk Tomaszewski zachwycił jury „Hadrianem VII”. Główną nagrodę przyznano też pracy Friedera Grindlera „Nie rakietom z głowicami nuklearnymi”. Zawsze jednak najistotniejsza była nie treść samego przekazu, lecz wspomagająca ją forma. To ona ściągała tłumy na biennale i rozsławia je do dziś – w ubiegłym roku już po raz dwudziesty czwarty.