07.04.2016 r. w cyklu „Kraje i zjawiska egzotyczne w sztuce dawnej” odbyło się spotkanie z drem Kamilem Kopanią, zatytułowane „Artyści o europejskich koloniach i na wyprawach odkrywczych (XVII – XVIII w.)
Malowanie nieznanego
Historycy do dziś spekulują, co się stało z mieszkańcami Zaginionej Kolonii, czyli pierwszej
angielskiej osady, która powstała w Ameryce Północnej. Zginęli z rąk Indian? Zasiedlili inne tereny?
Opuścili Amerykę na statku, który zatonął? A może dołączyli do tubylców i zaczęli żyć jak oni? Nie
wiedział tego nawet gubernator kolonii John White. Pożeglował do Anglii po zapasy, a gdy wrócił, nie
zastał w forcie żywej duszy. Zostały mu tylko namalowane w Ameryce akwarele. Może żałował
wówczas, że zamiast scen z życia kolonistów uwieczniał miejscowych Indian, lokalne ceremonie i
sprzęty, etnografowie są mu jednak wdzięczni. Tak wczesne i szczegółowe wizerunki mieszkańców
szesnastowiecznej Karoliny Północnej to rzecz cenna, nawet jeśli mała Indianka z akwareli zamiast
zabawek odziedziczonych po przodkach trzyma lalkę w gorsecie i długiej sukni.
Zabawka jest ubrana jak Europejka, ale dziewczynkę i jej matkę White namalował w strojach
indiańskich. Kobieta ma futrzaną spódnicę, długi naszyjnik na odkrytych piersiach, wiele tatuaży. W
ręku niesie tykwę. Na innych rysunkach White’a widzimy Indian prezentujących rytualny taniec,
używających oryginalnych instrumentów muzycznych, dzierżących łuki, zasiadających do skromnego
posiłku. Nie są jeszcze idealizowani ani demonizowani, to domena późniejszych wieków.
John Webber, artysta, który dwieście lat po ekspedycji White’a dołączył do trzeciej wyprawy
kapitana Cooka, malował już mieszkańców Hawajów i Nowej Zelandii w inny sposób. Mężczyzn
uprawiających sport przedstawiał w pozach gladiatorów, egzotyczne piękności Webbera naśladowały
gesty kobiet malowanych przez angielskich portrecistów. Prawdziwe piękno musiało pozostawać w
zgodzie z europejskim kanonem. Stąd malowani przez Alexandra Buchana mieszkańcy Ziemi
Ognistej, pokazywani bez upiększeń, opisani zostali jako „niezgrabni”, a odcień ich skóry miał
przypominać „zardzewiałe żelazo”. Półnagie ciała mieszkańców odległych zakątków ziemi zaczęto
postrzegać jako przejaw wyuzdania. Popularność zyskały pocztówki przedstawiające rozebrane
Indianki: wątpliwe walory poznawcze były tu pretekstem dla prezentowania erotyki.
Schlebianie gustom Europejczyków bardzo wcześnie zaczęło brać górę nad wiernym
dokumentowaniem odmienności egzotycznych ludów. Gdy w XVII wieku malarz Albert Eckhout
tworzył portrety mieszkańców holenderskich kolonii, wszyscy oni wyglądali podobnie. Murzynka i
kobieta mamelucka obie przedstawione zostały w kontrapoście, identycznym ruchem podnoszą kosze
z kwiatami lub owocami. Jak chodziły czy stały, zanim artysta zaczął dostosowywać sylwetki
modelek do przyzwyczajeń swoich ziomków, nie wiadomo. Kiedy w wieku XVIII William Hodges
tworzył ciekawe wizerunki Maorysów, kompozycja również typowa była dla portretów europejskich.
Zresztą i te portrety psuto niewolniczym kopiowaniem schematów: na przykład wizerunek podróżnika
czy naukowca nie mógł się obejść bez globusa.
Do dziś utrzymała się chyba tylko aprobata dla schematów stosowanych w ilustracji botanicznej. Jej
model wypracowano w połowie XVIII wieku, gdy wzrosło zainteresowanie taksonomią. Świetnym
przykładem połączenia praktycyzmu z artyzmem jest Maria Sibylla Merian, pionierka entomologii.
Opisała wiele nowych gatunków roślin i zwierząt, ale stworzyła też piękne akwarele, na których
można było obejrzeć choćby proces metamorfozy poczwarki. Zapomnianą po śmierci Marię Sibyllę
odkrył na nowo XX wiek. Udała się jej trudna sztuka: zwyciężyła jako badaczka i artystka zarazem.
Jej klasyfikacja motyli i ciem obowiązuje do dzisiaj, akwarele zaś osiągają wysokie ceny na aukcjach.
A przecież Merian była dyletantką, nie odebrała żadnego formalnego wykształcenia botanicznego ani
artystycznego. Wystarczyły dobre rady, otwarty umysł i podróż do Surinamu…
Marta Słomińska