03.11.2015 r. w cyklu „Inaczej o średniowieczu” odbyło się spotkanie z drem Piotrem Laskiem, zatytułowane „Mój dom – moja twierdza. O europejskich zamkach słów kilka”
03.11.2015 r. w cyklu „Inaczej o średniowieczu” odbyło się spotkanie z drem Piotrem
Laskiem, zatytułowane „Mój dom – moja twierdza. O europejskich zamkach słów kilka”
Kamienie warte srebra, czyli obrona zamku
Kiedy myślimy o zamkach, zwykle najpierw przychodzą nam na myśl Wawel i Malbork. Początki
średniowiecznych budowli łączących rezydencjonalno-obronnych były jednak mniej efektowne. Mniej
dbano o elegancję, najważniejsza była szansa na skuteczne odparcie ataku wroga. Od X wieku
wznoszono potężne wieże zwane donżonami: z najciekawszych zachowanych do dziś przykładów
takiej architektury wymienić można londyńską Tower czy zamek w Dover. Średniowieczna technika
wojskowa długo pozostawała wobec donżonów bezradna: wybierano w zasadzie tylko między
podkopem a próbą zagłodzenia obleganych. Ci jednak mogli przez długi czas ratować się zapasami
zgromadzonymi w dolnych piętrach donżonu, głównie solonym mięsem i produktami mącznymi.
Skromniejszym kuzynem donżonu był stołp, pełniący tylko funkcje obronne – nie zamieszkiwano go
na stałe.
W późnym średniowieczu stare donżony niejednokrotnie stawały się elementami większych
zespołów zamkowych. W Polsce jednym z najwspanialszych przykładów takiej ewolucji był zamek
wieżowy w Pińczowie, który krakowski biskup Zbigniew Oleśnicki kupił dla brata. Dwupiętrowy
prostokątny donżon przez trzydzieści lat uzupełniano o kolejne elementy: kwadratowe wieże, narożne
wykusze, cztery przypory. Kosztowało to biskupa ponad 20 000 grzywien srebra. Aby pojąć, jak
wielka była to suma, trzeba wiedzieć, że 1 grzywna odpowiadała około 200 gramom srebra. Na
budowę skromnej drewnianej wieży obronnej wystarczało kilkanaście grzywien. Dla wielu polskich
rycerzy już taka suma była zaporowa: musieli wybierać między inwestycją w architekturę militarną a
zakupem porządnej zbroi. Często syn kończył budowę zamku rozpoczętą przez ojca.
Budowniczy wczesnego średniowiecza wykorzystywali w tym celu prawie wyłącznie drewno,
dopiero z czasem zaczęły się upowszechniać cegła i kamień. Preferowano bierwiona dębu i jedliny, do
budowy mniej istotnych elementów zamku używano sośniny. Aby wznieść solidną fortecę, trzeba było
ściąć tysiące drzew. Drewniana zabudowa czyniła z kuchni miejsce potencjalnie niebezpieczne: aby
zminimalizować ryzyko pożaru, lokowano ją zwykle na dziedzińcu lub przedzamczu.
W miarę upływu lat pojawiały się nowe typy zamków, podczas gdy stare wychodziły z mody. Na
południu Europy najpopularniejsze były nieregularne zamki wyżynne, których formy dostosowywano
do nierówności terenu. Tak zbudowano na przykład kamienny zamek w Chęcinach. Czasem jednak to
teren przekształcano tak, by pasował do nowej budowli, o ile zamek wyżynny miał być regularny. Tu
za przykład może służyć zamek w Lanckoronie. Dziś jest ruiną, ale jeszcze za konfederatów barskich
miał niebagatelne znaczenie militarne – nie zdołał go zdobyć sam Suworow. Również zamek nizinny
mógł sprawić atakującym niemały problem – choćby w Rawie Mazowieckiej, gdzie położony był na
bagnach. Podkop nie wchodził zatem w grę. Śmiałym pomysłem był zamek bezwieżowy – w Polsce
najsłynniejszy jest ten gosławicki, złożony z dwóch budynków mieszkalnych połączonych murem.
Zmiany w wyglądzie architektury obronnej pozwalały skuteczniej odpierać ataki nieprzyjaciela. We
wczesnym średniowieczu popularne były hurdycje – drewniane ganki ze specjalnymi otworami, przez
które obrońcy zamku mogli strzelać do wroga lub polewać go gorącą smołą. Później hurdycje zostały
wyparte przez machikuły, ganki wsparte na niepalnych kroksztynach. Zmieniał się też arsenał
środków używanych do zdobycia zamku – początkowo były to głównie tarany i katapulty, ale od XIV
wieku używano broni palnej. Działa jednak strzelały niezbyt celnie i często ulegały rozerwaniu, więc
obrońcy zamku nadal mieli szanse na skuteczną obronę. Te zamki, które uchodziły za trudne do
zdobycia, przydawały się nawet w czasach pokoju. Służyły jako skarbce, magazyny albo – zamiast
trzymać wroga z dala od murów – zamykały go wewnątrz nich, przekształcone w więzienia.
Marta Słomińska